Zwołana 12 marca sesja Rady Miejskiej w Staszowie miała być krótka i wyjątkowo w tej kadencji mało „zapalna”. Porządek przewidywał zaledwie jedno głosowanie. Nim jednak ten porządek przyjęto, minęła bita godzina, w trakcie której działo się sporo ciekawych rzeczy.
Projekt uchwały, nad którym debatować mieli radni, był iście kosmetyczny. Chodziło o wprowadzenie drobnej korekty do budżetu, po to by umożliwić m.in. budowę kompleksu boisk z programu „Orlik”, tuż obok kościoła św. Barbary. Wyglądało na to, że wystarczy po prostu szybko go przyklepać i po sprawie. Stało się jednak inaczej, bo już na samym początku pojawiła się dość istotna komplikacja.
Kiedy tylko przewodniczący Kryspin Bednarczyk odczytał proponowany harmonogram obrad, wyszczególniając w nim punkt o zmianach w budżecie, radni z opozycji podnieśli larum, bo ich zdaniem to co zaszło w Staszowie w ciągu ostatniego miesiąca, pozwala mieć wątpliwości czy przyjęty pod koniec stycznia finansowy plan gminy na 2010 rok jest w ogóle ważny. Zacznijmy jednak od samego początku.
Autor: Rafał Staszewski
Pełny tekst w Tygodniku Nadwiślańskim Nr 12 (1506) z 25 marca 2010 r.