Z Józefem Małobęckim – działaczem „Solidarności”, który po 28 latach wrócił ze Stanów Zjednoczonych do rodzinnego Staszowa, rozmawia Hubert Gawłowicz.
30 lat temu wyemigrował Pan do USA, dziś wraca Pan do ojczyzny, do rodzinnego Staszowa. Skąd taka decyzja?
Decyzja została podjęta już momencie gdy zdecydowałem się na emigrację do USA. Jak wiadomo mój wyjazd nie był wyjazdem dobrowolnym, nastąpił pod pewnymi warunkami – pod presją. Było to w momencie internowania, był to jeden z warunków wyjścia na wolność. Postawiono mi trzy warunki:
– Pójdę na współpracę ze Służba Bezpieczeństwa.
– Będę internowany na czas nieokreślony, tak jak to było na Węgrzech 1956 roku
– Wyemigruję do dowolnie wybranego kraju.
W związku z tym że cała sytuacja nie układała się po myśli „Solidarności” a niewiele osób interesowało się losami mojej rodziny i mną samym oraz tym co się wydarzyło w Staszowie, zdecydowałem się na emigrację. Wiedziałem że jest to wyjazd tymczasowy, mając nadzieje że ten system kiedyś pęknie a ja tutaj wrócę. Mój powrót do Polski, nastąpił w momencie gdy sytuacja moja i mojej rodziny została unormowana. Niektórzy mogą powiedzieć że można było wrócić wcześniej. Ile razy mogę „przesadzać” jak drzewko moją rodzinę z jednego miejsca na drugie. Gdyby zależało to ode mnie i odpowiadałbym tylko za siebie, dyskusja byłaby inna. Gdy ma się rodzinę odpowiada się również za nią. Jak wiadomo rodzina wyjechała nie z własnej woli tylko w związku z moja decyzja. To wcale nie znaczy że nie chcieliśmy wrócić do Staszowa. Ten powrót zależał tylko i wyłącznie ode mnie a ja musiałem brać odpowiedzialności za moich bliskich.
Czym zajmował się Pan będąc w USA?
Pracowałem w korporacji Du Pont zatrudniającej ponad 100 tysięcy ludzi na całym świecie…
Pełna treść wywiadu na Blogu Huberta Gawłowicza