W czwartek pękł wał opaskowy, który przez dwa dni budowało w Rybitwach ponad 300 osób. Fala na Wiśle okazała się wyższa niż zapowiadano.
W nocy doszedł kolejny kataklizm. Tej nawałnicy jaka przeszła nad Osiekiem, Połańcem i Łubnicami nie pamiętają najstarsi mieszkańcy.
Dramat powodzi, który dotyka kilka tysięcy gospodarstw w powiecie staszowskim sięga wręcz szczytu. Druga fala zatopiła kolejne nadzieję na to, że uda się w miarę szybko wrócić do normalności. Ciężko sobie wyobrazić co czują mieszkańcy zalanych domów, którzy po tygodniu ciężkiej pracy przy sprzątaniu zrujnowanych gospodarstw po raz kolejny widzieli jak woda zabiera im ostatnią nadzieję na normalność.
MILIONY METRÓW SZEŚCIENNYCH KONTRA SETKI RĄK
Całe nieszczęście zaczęło się czwartek, ale kolejny cios przyszedł w nocy. – Kiedy spojrzałem w niebo. Myślałem, że mi się śni. Takich chmur jeszcze nie widziałem. Gromy tak niemiłosiernie tłukły w ziemię, że strach było patrzeć – mówi nam jeden z mieszkańców Rybitw.
Kiedy po godzinie nawałnica dotarła nad Połaniec rozpętało się tutaj prawdziwe piekło. – Przez dwie godziny była tutaj ściana wody. Dosłownie. Niech pan zobaczy ile wody jest w pontonie. Będzie kilkanaście centymetrów – mówi Stanisław Maćkowski z Rybitw. Pod jego dom o świcie weszła woda z przerwanej zapory oddalonej o około kilometr. – Cały czas przybiera. Przez cztery godziny jakieś siedem centymetrów. W środę i czwartek pomagałem z synem przy tym wale, ale woda go rozerwała. Fala była wyższa niż zapowiadali – dodaje mężczyzna.
Przed dwoma tygodniami w jego domu woda miała ponad dwa metry wysokości. Przez cały czas mieszkał z rodziną na piętrze. Kiedy oda opadłą wzięli się za sprzątanie. – Mury były nasiąknięte. Pełno było szlamu. Trzeba było zerwać docieplenie żeby ściana mogła obsychać. Do końca myślałem, że woda tutaj nie dojdzie. Będzie jej mniej niż przedtem, ale cała praca na marne – mówi mężczyzna.
Autor: Marcin Jarosz
Pełny tekst na stronie Echo Dnia