Rycerze nie tylko z nazwy

Rozmowa z kasztelanem Chorągwi Rycerstwa Ziemi Staszowskiej Pawłem Ciepielą.

– Redakcja. 22 stycznia 2010 roku minęło 10 lat od powstania staszowskiej chorągwi rycerskiej. Co przez ten czas najmilej Pan wspomina?

– Paweł Ciepiela. Chorągiew Rycerstwa Ziemi Staszowskiej powstała 22 stycznia 2000 roku jako sekcja Staszowskiego Ośrodka Kultury. Wcześniej jednak, bo już w 1997 roku w klasztorze ojców Trynitarzy w Budziskach powstało bractwo zakonne „Fraternitas Trinitaria”, które swoją nazwą nawiązywało do średniowiecznych bractw ludzi świeckich wspomagających zakony. Z czasem jednak habit zaczął mi doskwierać i czułem potrzebę sprawdzenia się w bardziej „militarnej formacji”. Wspólnie z kolegami zaczęliśmy gromadzić miecze, szable, hełmy i inne „rycerskie artefakty” oraz robić armaty. Po raz pierwszy ich salwy rozległy się na staszowskim rynku podczas sylwestra łączącego dwa tysiąclecia. Już po trzech tygodniach powstała chorągiew rycerska jako sekcja Staszowskiego Ośrodka Kultury, a 11 kwietnia 2000 roku odbył się pierwszy pokaz na staszowskim rynku z okazji 475. rocznicy nadania dla Staszowa praw miejskich.

Wracając do pytania, najmilej wspominam właśnie ten okres, kiedy tworzyło się staszowskie rycerstwo. Było nas wtedy ponad stu. Była to wtedy najliczniejsza formacja rycerska w Polsce. Na imprezy rycerskie trzeba było niekiedy wynajmować nawet dwa autobusy, a w czasie prób tanecznych na sali „lustrzanej” Staszowskiego Ośrodka Kultury skraplała się para wodna, a z sufitu spływały krople wody. Chociaż nie było strojów, brakowało butów i innych akcesoriów, duch staszowskiego rycerstwa był wtedy najsilniejszy. Bez wątpienia wpływ na to miała „moda” zapoczątkowana filmem Jerzego Hoffmana pt. „Ogniem i mieczem”.

– Jakie wyróżnienia Pan otrzymał? Z którego jest Pan najbardziej dumny?

-W czasie 10-letniej działalności zarówno ja, jak i chorągiew doceniona została w wieloraki sposób. Otrzymała m.in. medal pamiątkowy im. Łukasza Opalińskiego, miecz króla Kazimierza Wielkiego z Szydłowa oraz niezliczoną ilość trofeów za konkurencje rycerskie na turniejach w Polsce i za granicą. Ja osobiście otrzymałem medal im. Hetmana Stefana Czarnieckiego, tytuł „Cum eximia laude” nadany przez władze samorządowe Pińczowa, medal pamiątkowy z okazji 10-lecia powiatu staszowskiego, medal i certyfikat od Stowarzyszenia Miłośników Krzewienia Tradycji Zamku Krzyżtopór w Ujeździe, medal z okazji 750-lecia lokacji miasta Krakowa, miecz pamiątkowy za całokształt zaangażowania turniejowego od władz samorządowych gminy Iwaniska i wiele innych wyróżnień. Działalność w chorągwi miała też wpływ na nadanie mi tytułu zasłużonego dla miasta Staszowa. Podkreślam jednak, że mimo personalizacji tych medali i tytułów jest to wypadkowa działalności całej chorągwi.

– Jakie plany związane z rycerstwem przewiduje Pan w przyszłości?

– Przede wszystkim udział w obchodach 600-lecia bitwy pod Grunwaldem. Jest to nasz priorytetowy cel na 2010 rok. Ponadto tradycyjne turnieje w Ujeździe, Sandomierzu i Szydłowie. Moim celem jest też doposażenie chorągwi w buty, czapki, pasy oraz zakup nowych strojów. Nowa dyrekcja Staszowskiego Ośrodka Kultury wystąpiła już z projektem o uzyskanie środków na ten cel z funduszów europejskich. Mam nadzieję, że w tym jubileuszowym, grunwaldzkim roku rycerstwo wizualnie zmieni swoje oblicze.

– Zapewne w ciągu dziesięciu lat działalności chorągwi przydarzyło się wiele interesujących oraz zabawnych historii…

– Tak, było ich wiele. Przez dziesięć lat na ich podstawie można by napisać książkę. Mnie osobiście przydarzyła się dwa lata temu niezwykła historia podczas realizowania filmu „Victoria Wiedeńska” w reżyserii Cezarego Harasimowicza w Krakowie. Podczas kulminacyjnych scen na krakowskim rynku znalazłem się tuż przy parze królewskiej, którą tworzyli Daniel Olbrychski i Grażyna Wolszczak. Stałem bezpośrednio przy królu, w pancerzu, kontuszu, w nowej czapce pod „obstrzałem” kilkunastu kamer. Wszystko kręcone było na żywo. W pewnym momencie przypomniałem sobie, że pod kontuszem mam komórkę, której nie wyłączyłem. Zbladłem i nie wiedziałem co mam robić. Nie miałem fizycznej możliwości zdjęcia pancerza i wyłączenia tego wynalazku. Cały czas więc modliłem się żeby nie zadzwoniła. Na szczęście nikt nie miał wtedy do mnie żadnych spraw.

Powodem zabawnych historii byli też inni rycerze, jak choćby Stanisław Przetak, który zbyt mocno wcielił się w postać „czarnego rycerza” na zamku w Ogrodzieńcu, czy też ruin w Ujeździe podczas sylwestra z warszawskimi aktorami w 2000 roku. Biorąc pod uwagę przedział wiekowy rycerzy od 10 do 80 lat, historii tych było wiele. W nawiązaniu do wieku, w staszowskiej chorągwi jest najstarszy polski rycerz Józef Świątek, który w marcu tego roku skończył 80 lat.

– Jest Pan znany ze swojej charyzmy. W jaki sposób zachęci Pan zainteresowane osoby do wstąpienia w szeregi chorągwi?

– Bez wątpienia uczestnictwo w chorągwi wymaga wyrzeczeń, wielogodzinnych prób, nauki tańców, wykonywania i kupowania z własnych środków wyposażenia i oręża. Nie każdy potrafi sprostać tym wyzwaniom. Młodzież woli dziś internet niż realne przeżycia. Jesteśmy formacją całkowicie społeczną, w której rycerze nie dostają żadnych gratyfikacji, jak to ma miejsce np. w Sandomierzu. Z drugiej strony mamy nieograniczoną, bezpłatną możliwość uczestnictwa w turniejach rycerskich w Polsce i za granicą, w wielu atrakcyjnych imprezach, brania udziału w filmach i programach telewizyjnych, zwiedzania zamków i muzeów. Każdy rycerz ma asystę podczas swojego ślubu oraz ma armatnie salwy. Staramy się też organizować wycieczki do miejsc historycznych i zwiedzać zabytki. Działalność w chorągwi jest też wspaniałym sposobem poznawania historii i rozwijania zainteresowań w tym kierunku.

– Dziękujemy za rozmowę.