Ostatni lot chłopaka z Rytwian

Chciał zostać lotnikiem, chociaż był tylko synem robotnika w dobrach księcia Radziwiłła w Rytwianach. Kiedy spełniły się jego marzenia, wybuchła II wojna światowa. Zginął 1 listopada 1940 roku patrolując niebo nad kanałem La Manche.

Dla rodziny stał się bohaterem. Pamięć o nim chronił siostrzeniec Zdzisław Dorobczyński. To dzięki niemu wiele faktów ujrzało światło dzienne.

Mieczysław Marcinkowski urodził się w 1919 roku, był najmłodszym wśród szóstki rodzeństwa. Jego rodzina nie należała do zamożnych, ojciec pracował w warsztatach dużego majątku ziemskiego księcia Artura Radziwiłła.

ZAWSZE CHCIAŁ SZYBOWAĆ WŚRÓD CHMUR

Od dziecka Mieczysław marzył, by poszybować wśród chmur. Bawił się samolocikami z papieru, kleił skrzydła, które czasami wpadały do ogródka. Próbował składać samolociki z drewna. Nie załamywał się drobnymi niepowodzeniami, ciągle robił swoje.

Najbliżsi z niedowierzaniem patrzyli na syna i myśleli, że mu to przejdzie. Mieczysław jednak jeszcze bardziej utwierdzał się w swoich zainteresowaniach. Ojciec dziwił się tak ambitnym planom dziecka, wreszcie ustąpił. Napisał nawet podanie o przyjęcie syna do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Zakończył je słowami: „Prośbę swoją składam dlatego, że syn mój szalenie się interesuje dziedziną lotniczą i jej się chce poświęcić”.

Autor: Andrzej Nowak
Źródło: Echo Dnia nr 192 (10340) z dnia 20 sierpnia 2010 r.
Pełny tekst na stronie www.rytwiany.com.pl