Szkoła w Wiśniowej zostanie, przynajmniej na razie. Niezrozumiale intencje urzędników i radnych wzbudziły gniew miejscowej społeczności i niepotrzebny stres wśród rodziców i dzieci.
W ubiegłym piątek radni staszowskiej rady miasta gminy mieli decydować o tym, czy likwidować szkolę podstawową i przedszkole w Wiśniowej. Ta kwestia wywołała wiele emocji wśród miejscowej społeczności. Ostatecznie punkt zdjęto z obrad sesji. Czy warto było w ogóle go rozpatrywać.
NIESPODZIEWANA WIEŚĆ O LIKWIDACJI
Na Wiśniową groźba likwidacji szkoły w pałacu Kołłątaja spadła jak grom z jasnego nieba. Nikt się jej nie spodziewał. Nikt o tym nie informował, aż do ubiegłego tygodnia. – Dowiedzieliśmy się o wszystkim w poniedziałek. Było zebranie, powiedziano nam, że będzie uchwała na sesji dotycząca likwidacji szkoły i przedszkola. Argumentowano to tym, że jest mała liczba dzieci, że koszty są duże i że trzeba zrobić w budynku remont – mówili mieszkańcy Wiśniowej, którzy w piątek pojawili się na sesji rady. – To jest zabytek. Szkoła jest tam odkąd pamiętamy. Mam dziś ponad 60 lat. Tam się uczyłam. Nasi rodzice i dziadkowie pieniądze składali na remont pałacu i powstanie tej szkoły – mówi Barbara Guła.
Niezadowolenie mieszkańców wywołało przede wszystkim to, że mimo zapowiedzi na spotkaniu nie pojawił się Andrzej Iskra burmistrz Staszowa, a zastępujący go urzędnicy nie potrafili odpowiedzieć na wiele pytań, między innymi te dotyczące przyszłości zabytkowego obiektu.
Autor: Marcin Jarosz
Pełny tekst na stronie Echo Dnia